Wybiegać marzenia

Szkoła podstawowa, popołudnie. Jak co dzień, po powrocie ze szkoły zjadłem obiad i poszedłem na trening siatkówki - moja szkoła w tym czasie zaczynała być (i dalej jest) potęgą w dziedzinie piłki siatkowej w całym województwie, a nawet i całej Polsce! Jak co trening, byłem gotowy do nauki nowych ruchów pod siatką, padów siatkarskich, czy rozegrania... Zaczynamy trening! Bierzemy piłki, klepiemy o ścianę i... wtedy usłyszałem od trenera: "Krystian! Sorry, że to mówię... Twoja technika jest ok, ale... Twoja tusza... Tak daleko nie zajedziesz..." Mniej więcej tak to brzmiało. Co by nie było, trener zrobił to bardzo delikatnie. Dał mi do zrozumienia, że jestem najzwyczajniej w świecie gruby (kto mnie pamięta z tych czasów ten wie ;)). Nie wątpliwie miał rację, bo jak można nie być pulchnym dzieckiem, kiedy jako główny smakołyk traktuje się kiełbasę z grilla oraz chipsy zapijane colą?

Z perspektywy czasu dostrzegam, że ten moment był jednym z ważniejszych w moim życiu... 
Mimo młodego wieku, słowa trenera uderzyły w moje ego tak mocno, że stopniowo zacząłem przymierzać się do zmian. Zacząłem myśleć o swojej sylwetce, zdobyłem pierwsze hantle od dziadka, zacząłem uczyć się robienia pompek, poznawałem nowe gry zespołowe (polubiłem męczącą koszykówkę <3). W liceum i na studiach poważnie traktowałem siłownie - wyciskałem na klatkę już na nawet 100 kg! :) Jednak pewnego dnia (już po pracy i między zjazdami na studiach zaocznych) postanowiłem pobiegać w parku, po treningu na domowej siłowni. Bieganie...Przecież to było takie nudne! Kiedy w gimnazjum na zaliczenie było przykazane przebiec 1000 m, to dostawałem palpitacji serca na samą myśl o tym wysiłku...
Zawsze miałem w sobie jakiś nie wyjaśniony pociąg do robienia rzeczy, które mi nie wychodziły lub sprawiały trudność. Może dlatego poszedłem pobiegać następnego dnia i następnego, i jeszcze jednego... i tak już zostało :)

Pełnie szczęścia odkryłem w sporcie, którego nigdy nie lubiłem... w bieganiu! :)
W dzień urodzin mojej córki, z nerwów poszedłem pobiegać. W trakcie zrywanego biegu, dziękowałem Bogu za to, że wszystko się udało i że moje dziewczyny są zdrowe! Pomyślałem, że córka i żona będą ze mnie dumne jak przebiegnę maraton w 1 urodziny małej księżniczki :) 
Mój pomysł stał się moim marzeniem, a marzenie przerodziło się w sposób na życie. Tak, życie dla mnie bez rodziny i bez marzeń nie miałoby sensu. Według mnie, każdy szczęśliwy człowiek ma te dwie rzeczy: rodzinę i marzenia. Ja spełniam swoje marzenia poprzez bieganie, pokonywanie własnych słabości, przełamywanie własnych barier... takie trochę samodoskonalenie się. 
Bieganie to dla mnie starty w zawodach, zwiedzanie pięknych miejsc, poznawanie ciekawych i zakręconych ludzi, coraz dłuższe dystanse pokonywane tylko na swoich dolnych kończynach.


Wierzę, że źródła marzeń są przeróżne... Rodzina i przyjaciele są jednym z najlepszych źródeł energii i motywacji, nie sądzicie? No bo jak tu nie robić tego czego się kocha razem ze swoją słodką córeczką, która mówi: "będziemy biegać z tatusiem", albo, która czyta w gazetce z Półmaratonu Wrocławskiego zdanie "PKO, biegajmy razem!". Takie obrazki i zdania zapadają w pamięć i chce się chcieć! Chce się biec do mety nawet najdłuższego biegu po medal, który zawiśnie na ścianie i który pomoże córce w nauce liczenia, bo to już następny :)

Każdy powinien znaleźć swój cel i sposób na jego realizację. Nie ważne, czy Twoim celem jest zakup nowego auta, wyjazd za granicę, pierwsza przetruchtana piątka czy ultra maraton w przyszłym roku... Motywacja jest najważniejsza! Ja każdego dnia staram realizować się swoje marzenia. Codziennie jestem o jeden krok bliżej obranego biegowego celu. A Ty? Masz marzenia? Wierzę, że tak! Współczesny zagoniony świat przygniata nas często swoim ciężarem... Nie pozwól mu, aby Twoje marzenia gdzieś z tego powodu uciekły. Ubierz biegowe buty i goń je!!! Wybiegaj marzenia!


Komentarze

Popularne posty