Pomaganie przez bieganie (i nie tylko)


Kolejny sobotni poranek... Poranek i dzień, który miał mieć nieco inny charakter z samego założenia. Początek grudnia już od 3 lat jest dla mnie czasem udziału w charytatywnym Biegu Mikołajów!
Z początku wszystko tego dnia wyglądało tak samo: mały skrzat przytuptał do naszego pokoju, następnie odbyło się picie porannego mleczka, wygłupy we trójkę w naszym łóżku i tata w końcu mógł wyruszyć do sklepu po świeże bułki na przedstartowe śniadanie :) Bułki przed mikołajkowym startem na dystansie 10 km jak zawsze są mile widziane w porannej kuchni :)

Nigdy bym nie pomyślał, że droga do sklepu, którą czasami pokonuję nawet kilka razy dziennie, może tego poranka tak mnie zaskoczyć i wywrzeć na mnie oraz mojej psychice takie skrajne emocje...

Ubieram ciepłą kurtkę i wychodzę z domu. Idę zamyślony. Myślami jestem już przy południowym starcie, aż tu nagle podnoszę wzrok i widzę wybiegającą Panią w stroju ratownika medycznego z karetki pogotowia ratunkowego. Pani Ewa (o imię zapytałem Panią później) podbiegła do mnie i grzecznie zapytała, czy nie pomogę jej oraz jej koleżance wnieść pacjenta, którego tego dnia miały za zadanie odwieźć do domu po wcześniejszej operacji. Bez namysłu odpowiedziałem: "No jasne, że tak!". Moja odpowiedź na zadane pytanie wywołała u obu Pań nieopisywalną radość, ale i jednocześnie pewnego rodzaju zaskoczenie...
Jak się okazało podczas rozmowy przeprowadzanej w trakcie przygotowywania pacjenta do wniesienia (leżący na noszach pacjent, musiał zostać posadzony na specjalnym krześle do transportu), Pani Ewa i Pani Marzena, zostały same wypuszczone w teren (z racji soboty) i według jakiegoś tam odgórnego zarządzenia, miały same we dwójkę wnieść Pana Adama na 1 piętro starej kamienicy... Samo zarządzenie nie jest racjonalne i nad tym trzeba byłoby się głównie pochylić... ale fakt, że te dwie uprzejme, uśmiechnięte i zabawne Panie, bezskutecznie prosiły o szybką pomoc kilku przechodniów (głównie młodych mężczyzn) i niemal wszystkich sąsiadów, wprawiło mnie w przeogromne osłupienie. Przecież one prosiły o pomoc dla tego chorego pacjenta... tego Pana, który już nigdy nie stanie na swoich własnych dwóch dolnych kończynach (ciężka miażdżyca doprowadziła do amputacji prawej nogi). Fizycznie podjęcie tego działania dla Pani Ewy oraz Marzeny było nie możliwe, a idący ze sklepu młodzi faceci, niosący wypełnione piwem siatki, nie mogli poświęcić swoich cennych 5 minut na pomoc Pacjentowi i Ratowniczkom...

Po przetransportowaniu Pana Adama na 1 piętro, zeszliśmy na dół. Niedaleko karetki Panie zapaliły papierosa i opowiedziały mi całą tę historię... Bardzo mi dziękowały... Powiedziały, że dobro wraca i że na pewno kiedyś tego doświadczę. Odpowiedziałem, żeby dały spokój, bo przecież nic takiego nie zrobiłem. Potrzebowały mnie, Pan Adam mnie potrzebował, więc przystanąłem w drodze po moje bułki ;) Brawa i podziękowania należą się im, za całokształt pracy w pogotowiu i codzienną pomoc ludziom!

Moją drogową historię opowiedziałem żonie po powrocie ze sklepu. Ze łzami w oczach mnie słuchała i kręciła głową... Ja sam kręciłem i dalej kręcę głową, kiedy o tym myślę. Było mi wstyd, że nikt przede mną nie pomógł... Sam nie wiem dlaczego, przecież ja się zatrzymałem i poświęciłem 10 minut dla załatwienia sprawy. Wydaje mi się, że to inne uczucie mnie napełniło... Obawa, że taka niechęć, brak odwagi, tchórzostwo i brak ludzkiej empatii może w przyszłości spotkać mnie, kiedy będę potrzebował pomocy lub moich bliskich i przyjaciół.

Moje śniadanie i przygotowania do biegu zwolniły. Cały czas miałem w głowie Pana Adama i dwie Panie z karetki... Z jeszcze większą przyjemnością i zaangażowaniem udałem się na Wrocławski Charytatywny Bieg Mikołajów! Dałem tam z siebie niemal wszystko. Biegłem już w tym miejscu trzeci rok z rzędu, aby każdy pokonany kilometr przełożył się nie pieniądze na pomoc dzieciom. W tym roku, z racji porannych zdarzeń, chciałem jeszcze mocniej, silniej, bardziej!
Całą swoją wściekłość na nieczuły i obojętny świat wybiegałem dla dzieci. Wiem, że to najlepsze rozwiązanie, aby dać upust emocjom...

Wydaje mi się, że jeśli masz swoją pasję to wykorzystają ją do czynienia dobra. Biegaj, graj, śpiewaj dla innych. Jeśli masz wolne 5 minut, a ktoś prosi Cię o pomoc, POMÓŻ. To zwykle nie jest trudne, a sprawia ludziom radość i czyni życie innych łatwiejszym.
DOBRO WRACA!

ZabieganyfitTATA


Komentarze

Popularne posty