Nie rekord, ale walka do samego końca - 35. PKO Wrocław Maraton cz. 2


Od 18 km na trasie biegu poczułem dyskomfort... moje nowo zakupione słuchawki Bluetooth zaczęły przerywać energetyczną muzykę. Po chwili, w tym nowym cudzie techniki usłyszałem: "Urządzenie rozładowane". Wraz z urządzeniem audio, rozładował się także mój żołądek na 20 km... Blisko w połowie trasy zacząłem odczuwać straszne boleści brzucha. Ból był przeokropny. Każdy kolejny krok i kilometr zdawał się być jak tortura dla mojego ciała... Byłem całkowicie zdezorientowany co się dzieje..."No tak, przecież tak dobrze szło! K***a! Pewnie to przez ten izotonik lub żel energetyczny..." - to pierwsze myśli, które zaczęły krążyć w moim skołowanym umyśle... Prawdopodobnie, wcześniej przetestowane żele energetyczne źle zadziałały w połączeniu z izotonikiem, którego 1 kubeczek chwyciłem w biegu i wypiłem na jednym z kilkunastu punktów odżywiania na trasie. Teraz już wiem, że ani tych żeli, ani izotoniku już więcej do ust nie wezmę podczas dystansu maratońskiego - biegacz uczy się całe życie :)

Walka... Walka ze sobą. Walka ze swoim ciałem. Kilometry mijają powoli. Wciąż wierzę, że uda mi się utrzymać czas poniżej 4 h, lecz peacemakerzy z zielonymi balonami z napisem 3:45 h  już mnie dawno wyprzedzili. Zwalniam coraz bardziej... mija mnie pewien starszy Pan i woła: "Zejdź z tego krawężnika, ulicą biegnij! Głowa do góry!". No to cisnę za szpakowatym Panem ile nogi i brzuch pozwalają! Próbuje reanimować sprzęt grający. Na chwilę się udaje. Słucham kilku piosenek i dobiegam do 30 km. Tam muzyka już wycisza się do końca biegu...  Żołądek boli coraz mocniej. Na ulicach Wrocławia, przy samej trasie tłumy kibiców wykrzykują: "Dawaj, dawaj! Już nie daleko!" Ale ja wiem, że te 12 km do końca, to nie będą spokojnie i bezboleśnie przedreptane kilometry...

W końcu minęły mnie następne zielone balony na wynik 4 h i 4:10 h. Czułem, że mimo fizycznej ułomności, którą nabyłem na trasie, również mój duch jest w coraz gorszej formie... "Nawet wyniku z przed roku nie poprawię... ale jaja..." - wyłem wewnątrz siebie. Postanowiłem, że choćbym na kolanach miał dotrzeć, postawię się niesprzyjającemu losowi i dobiegnę do mety. Na 35 km wypiłem wodę, shot z magnezem, zacisnąłem pięści i wyruszyłęm w dalszą drogę! Koniec cackania się ze sobą! "Ciś Krystian! Już niedaleko! Nie ma co się poddawać!' - zawołał mój dobry kumpel Michał z Perła Team (dopingował biegaczy na 35 km:)). Po tych słowach dreptałem do samego końca.

Uradowany wpadłem na metę! Na mojej szyi zawisł medal! 4 medal z wielkich Wrocławskich imprez biegowych odbywających się w przeciągu 2 lat!
Na trybunach Stadionu Olimpijskiego ujrzałem czekających na mnie chłopaków z Teamu, którzy wcześniej ukończyli bieg i poprawili znacząco swoje życiówki! :)
Ale co z moim czasem... Spojrzałem na zegarek i... Udało się! O 5 minut szybciej przybiegłem na metę niż w poprzednim maratonie i osiągnąłem wynik 4:18:42! Mimo kolosalnych boleści i braku wiary na ostatnich kilometrach, mimo skręcenia w tym roku stawu skokowego i kuśtykania w gipsie, udało mi się osiągnąć zaplanowany cel! Może nie w 100 %, ale wygrałem sam ze sobą! Po raz kolejny udowodniłem sobie, że potrafię zrobić coś, co będę długo w życiu przywoływał we wspomnieniach. Będę pamiętał uczucie wygranej, chociaż na podium nie stanąłem. Będę miał w głowie okropny ból i nudności, ale zaraz po tym, przypomnę sobie końcowy stan euforii i słowa spikera tuż przed metą: "Tak to Wy! To Wy jesteście maratończykami!" Ufam, że gęsia skórka i łzy będą mi towarzyszyć zawsze, już na samą myśl o tym wszystkim, tak jak na mecie maratonu :)


Po zakończonym biegu maratońskim, który wygrał Kenijczyk Abel Kibet Rop z czasem 2:13:36 wśród Panów i Stellah Jepngetich Barsosio wśród kobiet z czasem 2:28:14, organizatorzy przygotowali standardowo dla wszystkich maratończyków strefy gastronomiczne oraz strefy masażu i odświeżania. W trakcie trwania głównego biegu, odbył się również Rodzinny Bieg Charytatywny, który liczył dystans 1 mili :) Bardzo dobra alternatywa dla całych rodzin i fanów krótszego biegania.
Genialnym posunięciem Wrocławskich włodarzy maratonu, było zorganizowanie i przyznanie specjalnego wieszaka na wspomniane wcześniej 4 zdobyte medale podczas ostatnich półmaratonów i maratonów. Wieszak wraz z medalami prezentuje się wyśmienicie i na pewno sprawił wielu biegaczom radość, tak jak mnie! :)
Sama organizacja maratonu Wrocławskiego stała jak zawsze na najwyższym, europejskim poziomie. Oby więcej takich biegów!

35. PKO Wrocław Maraton jest dla mnie piękną i ważną lekcją biegowego życia. Uczestnictwo w 2 półmaratonach nocnych i 2 maratonach we Wrocławiu niewątpliwie nauczyło mnie pokory i wiary we własne możliwości. Starty pokazały, jak wiele już umiem, ale również, jak dużo muszę się jeszcze nauczyć. Nie ma co dyskutować, dystans maratonu weryfikuje biegacza pod względem: treningu, wytrzymałości mięśniowej i psychicznej, samozaparcia, stawiania celi i motywacji do ich osiągania. 4 medale, które udało mi się zdobyć we Wrocławiu, będą mi codziennie przypominać, że każdy nadchodzący dzień może przybliżać do osiągania swoich marzeń i pragnień! Moje osobiste trofea, będą przywoływać uczucia spełnienia i biegowej walki.


Jeśli jeszcze masz wątpliwości, czy zaryzykować i rozpocząć przygotowania do pokonania królewskiego dystansu, odrzuć je i trenuj wytrwale! Biegaj świadomie i poznawaj swoje możliwości. Przesuwaj granice. Maraton to uczucie, którego nigdy nie zapomnisz. Zobaczysz :)

ZabieganyfitTATA


Komentarze

Popularne posty