Dobry wynik to nie tylko liczby - 18. PKO Poznań Maraton



Minęło 4 tygodnie od ostatniego startu na królewskim dystansie. Tegoroczny Maraton Wrocławski sprawił, że myśl o nadchodzącym kolejnym długim starcie, wprawiała mnie w stan ekscytacji, lecz z tyłu głowy wciąż przewijało się uczucie spokoju i opanowania. Serce i rozum, niczym miniaturowe postaci diabła i anioła, w czasie 4 tygodniowego okresu przygotowawczego i tuż przed samym startem w Poznańskim Maratonie podpowiadały mi znane już wersy: Anioł - będzie ciężko, przecież to maraton. Będzie boleć, więc rozegraj to powoli. Biegnij dla przyjemności. Z kolei Diabeł miał zdecydowanie inną wersję dla mnie - a co tam, nie kalkuluj, biegnij w trupa jak ostatnio we Wrocławiu. Tym razem jakoś pójdzie...
Tak mniej więcej mogę opisać moje wewnętrzne przeżycia, myśli i odczucia przed  18. PKO Poznań Maratonem. 

Maratoński weekend rozpocząłem już w piątek. Przygotowań było dużo, bo żona w pracy, a moja mała księżniczka przecież chce iść na spacer, zarówno w piątek jak i w sobotę przed wyjazdem taty do stolicy Wielkopolski :) Summa summarum, udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik i ruszyłem w podróż do Poznania. 

Skoro tylko zasiadłem wygodnie na jednej z kanap pociągu, zauważyłem biegacza w podeszłym wieku w moim przedziale. Siedzieliśmy obok siebie, lecz nie zamieniliśmy ani jednego słowa przez całą drogę, choć oboje w głębi duszy wiedzieliśmy, że jutro będziemy biec w grupie wariatów po Poznańskim mieście. Brak rozmowy tłumacze sobie wewnętrznym poddenerwowaniem przed startem oraz pełnym skupieniem.

Biuro maratonu otwarte było dla biegaczy już od piątku, lecz większa część z nas zawitała do Poznania właśnie w sobotę. Serce maratońskiej imprezy, jak zawsze znajdowało się na Poznańskich Targach. Po blisko 3 godzinach podróży, dotarłem do Poznania i biura zawodów. Organizacja i planowanie logistyczne całego biura, jak zawsze w Poznaniu jest na najwyższym poziomie.
Bez problemu znalazłem wszystkie najważniejsze dla mnie punkty: rejestracja, odbiór pakietu startowego, pasta party (nigdy nie jadłem tak pysznego makaronu przed zawodami;)).
Pakiet startowy zawierał przepiękną maratońską koszulkę, worek sportowy i 2 piwa (smakowały idealnie podczas powrotu do domu...) :) 
Wraz z moim bratem spędziłem na Targach Poznańskich miłe chwile na pasta party oraz w strefie Expo :)

Pyszny makaron z sosem bolońskim to już historia... ;)

Reszta sobotniego dnia upłynęła na rozmowach z bratem i bratową oraz na zabawie z moim małym bratankiem w piasku kinetycznym - bardzo odstresowujące zajęcie! Polecam :)
No, ale co z tymi wcześniej wspomnianymi dwoma kolegami...? Hmmm...Wybrałem anioła! Tym razem podszedłem do maratonu inaczej. Starałem się wyluzować, nie napinać nie potrzebnie. Myślałem: "Co będzie, to będzie". Z taką myślą poszedłem spać i z taką myślą stanąłem na starcie w niedzielę 15. października o godzinie 8:45.

Start 18. PKO Poznań Maratonu planowany był na godzinę 9:00. Niestety, z nieznanych nam w tym czasie względów, start biegu głównego opóźnił się o ok. 45 minut... Nie było to przyjemne uczucie... Niemal 7 tysięcy biegaczy stało ściśniętych w strefach czasowych przez 45 minut, zamiast pokonywać swoje pierwsze kilometry na poznańskich drogach... Na szczęście biegacze to pozytywnie zakręceni, na ogół uśmiechnięci ludzie i całe opóźnienie potraktowaliśmy z przymrużeniem oka ;) Mieliśmy okazję wysłuchać hitu Jacka MEZO Mejera "Życiówka" oraz wystąpień ambasadorów Poznań Maratonu. Muszę przyznać, że łza w oku mi się zakręciła, kiedy spiker głośno mówił o pewnym starszym Panu, który na starcie maratonu stał już 99 raz... Pomyślałem: "Obyś i Ty był taki jak ten Pan!".

W oczekiwaniu na start!

O 9:45 ruszyliśmy do boju. Najpierw ludzie ze stali, czyli biegacze na wózkach. Później elita, wśród nich Dominika Stelmach (pierwsza polka na mecie), Haruna Takada (japonka, która wygrała wśród kobiet), Emil Dobrowolski (pierwszy polak na mecie) oraz Mykola Iukhymchuk (zwycięzca 18. PKO Poznań Maratonu). Po elicie ruszyły kolejno wszystkie strefy czasowe. Ruszyłem i ja! 

W pełnej gotowości i z pozornym spokojem wybiegłem na pierwsze kilometry trasy. Dzięki pętli na ulicy Hetmańskiej mogłem zobaczyć całą pędzącą czołówkę biegu! To było niesamowite! Widziałem jak Dominika Stelmach biegnie ile sił w nogach w pierwszej linii biegaczy!
Ja biegłem spokojnie i równo, wciąż musiałem zwalniać, gdyż tłum maratończyków i doping kibiców sprawiały, że do 10 km gnałem jak struś pędzi wiatr! Wciąż zwalniałem. Dawałem się wyprzedzać innym biegaczom. Przed linią startu postanowiłem, że postaram się ten maraton przebiec bez żeli energetycznych, miałem spożywać tylko banany i pomarańcze oferowane przez organizatorów na trasie biegu. Tak też zrobiłem. Idealne tempo oraz dobre, ogólne samopoczucie utrzymałem do 25 km... Po tym dystansie czułem jak mój cukier we krwi diametralnie spada i postanowiłem skosztować banana. Od tego momentu zaliczałem każdy punkt żywieniowy i każdy punkt nawadniania, gdyż temperatura gwałtownie rosła. Mimo połowy października termometry ok. godziny 12:00 pokazywały spokojnie ponad 20 stopni! Nawodnienie było dla mnie podstawą, niestety odczuł to mój żołądek. Nogi również stawały się coraz cięższe i na ok. 30 km pomyślałem: "Weź przestań! Miałeś biec spokojnie, bez paniki. Na luzie. Miej przyjemność z biegania. Baw się!".  Po tych myślach przestałem kurczowo trzymać się celu, który mimo i tak wyluzowanego, początkowego podejścia do tego maratonu, gdzieś w głębi mojej głowy się przewijał. 


Do mety dobiegłem z czasem 4:29:33. Uplasowałem się na miejscu 3868. Ogólna liczba zawodników, którzy dobiegli do mety Poznańskiego Maratonu to niespełna 7 tysięcy biegaczy. Ten wynik zapewnił Poznaniowi miano największego maratonu w Polsce w tym roku. Piękna historia :) 

Start w 18. PKO Poznań Maratonie nauczył mnie kalkulacji własnych możliwości i sił. Wiem, że pokonany kolejny maratoński dystans w Poznaniu jest dla mnie żywym doświadczeniem i pozwoli mi na jeszcze lepsze starty w przyszłości. Mimo słabego czasu, doświadczyłem wspaniałego uczucia jakim jest bieganie dla przyjemności, a nie dla wyniku! 42 km i 195 m to dystans, który nie każdy jest w stanie pokonać według wyliczonych przez organizatorów limitów... Warto o tym pamiętać w momencie podejmowania decyzji o starcie w tak dużym przedsięwzięciu. Trzeba ostro trenować, prawidłowo się odżywiać i nastawiać mentalnie, ale przede wszystkim należy się regularnie badać i odwiedzać lekarza... Trenować i startować trzeba świadomie, ale o tym już wkrótce! 
Mój 3. maratoński medal!


ZabieganyfitTATA

Komentarze

Popularne posty