Odcinek 2 - Nie takie zbiegi straszne


W przeddzień sylwestrowego szaleństwa, zdecydowałem się wybrać na kolejny trening niezwykły!

Wraz z przyjacielem Michałem z Perła Team, postanowiliśmy ruszyć ostatni raz w tym roku na naszą ulubioną treningową górę Ślężę :) Wyjazd zaplanowaliśmy na 6:30 rano. Niestety już na samym starcie tego pięknego dnia popełniłem falstart... Zaspałem! Całą noc nie mogłem zmrużyć oka... Dopiero ok. godz. 5:00 nad ranem, moje ciało otulił błogi sen :) W momencie, kiedy zadzwonił budzik, miło mu podziękowałem i...przewróciłem się na drugi bok, spałem dalej...

Wyruszyliśmy z małym opóźnieniem. W drodze do Sobótki udało mi się zjeść szybko przygotowaną kanapkę z dżemem. Objętość mojego śniadania nie była powalająca jak na posiłek przed górskimi harcami. Na szczęście, moje pozytywne nastawienie na ten trening i głód tego typu wybiegania zaowocowało na trasie :)

Dojechaliśmy pod Ślężę o godz. 7:30 i po chwili wyruszyliśmy. Bieg miał mieć charakter biegu typowo treningowego, więc wbiegaliśmy na górę czarnym szlakiem i swobodnie rozmawialiśmy na tematy biegowo-startowe (ależ niespodzianka... :) ).

Z upływem czasu, las stawał się coraz bardziej oświetlony i wizualnie miły. Wraz z natężeniem Słońca, rosła i temperatura, która była zdecydowanie poniżej zera. Zmarznięta ziemia i oblodzona trasa delikatnie mnie zmartwiły, bo ja wybrałem się na górskie bieganie w starych butach przeznaczonych do biegania po asfalcie... Niestety, święty Mikołaj przed gwiazdką miał poważny problem z rozrządem w swoich saniach i zmuszony był wymienić aż 16 tłoków w silniku... :):):) Dlatego prezent w postaci butów trailowych pozostawił na inną okazję :):):)

Biegliśmy z Michałem spokojnie. Rozglądaliśmy się po leśnej okolicy i dreptaliśmy do przodu.
Po ok. 8 km trasy, nasunął mi się pierwszy wniosek z tego treningu - dieta biegacza.
Michał przeżywał problemy żołądkowe. Sam przyznał, że przez czas około świąteczny licho było z trzymaniem "michy". Dobrze go rozumiem, bo i ja w święta pyszności sobie nie żałowałem. Na szczęście, mnie żadne nudności na trasie nie złapały - może to za sprawą zjedzonej tylko jednej kanapki z dżemem? :)



Dobiegliśmy do Przełęczy Tąpadła. Dalej biegłem już sam. Od tego miejsca zaczyna się już dosyć stromy podbieg i mój towarzysz chciał na nim potrenować technikę używania kijków biegowych. Pobiegłem przed nim. Gnałem tak długo jak tylko mogłem. Starałem się za wszelką cenę przebiec jak najdłuższy dystans bez zatrzymania, a łatwo nie było. Moje mięśnie pośladkowe i czterogłowe ud, piekły prze okrutnie - ostatni trening na siłowni dał się ostro we znaki! Tutaj wyciągam drugi wniosek - z zakwasami da się biegać i robić podbiegi :) 

Po paru chwilach byłem już na mroźnym i słonecznym szczycie, a za mną Michał. Chwila odpoczynku na łyk zmrożonej wody i pobiegliśmy czerwonym szlakiem na dół.

Na zbiegu zaskoczyłem sam siebie! Moje nogi przebierały jak szalone! Nie straszny był mi żaden nieprzychylnie czyhający kamień na szlaku. Z uśmiechem na ustach wyprzedzałem innych biegaczy:)
Trzeci wniosek - powoli opanowuję technikę zbiegania z gór!
Oczywiście, kąt nachylenia na Ślęży nie jest duży (choć momentami zdarza się, że jest stromo) to i tak zauważam znaczną poprawę w samej technice, a przede wszystkim w pewności siebie oraz większej sprawności mięśni podczas zbiegania. W tym miejscu sprawdzają się wszystkie rady i informację, które udało mi się usłyszeć od moich kolegów lub wyczytać w czasopismach biegowych - żeby poprawić technikę zbiegania trzeba biegać i trenować na górskich szlakach, po prostu :)

Cały trening trwał godzinę 1 h i 55 min. W tym czasie udało mi się pokonać 17 km.
Dla jednych długo i mało, a dla mnie, to kolejny krok do przodu. Kolejny etap w budowaniu formy i wytrzymałości fizycznej oraz następny, wyśmienity dzień, spędzony w pięknej scenerii oraz gronie ludzi, którzy lubią to co robią, którzy kochają BIEGAĆ! :)

ZabieganyfitTATA



Komentarze

Popularne posty