11. Panas Półmaraton Ślężański - palący podbieg


Nareszcie nastał długo wyczekiwany przez całe środowisko biegowe, jeden z najpopularniejszych półmaratonów w Polsce, zaliczany do Korony Półmaratonów Polski - 11. Panas Półmaraton Ślężański!

Na ten półmaraton wielu zawodników czeka z utęsknieniem i podekscytowaniem, ponieważ swoim charakterem, profilem trasy oraz stopniem trudności sprawia, że bieganie, a zwłaszcza droga do zdobycia Korony Półmaratonów Polski kreuje się znacznie trudniej i ciekawiej.

Racje mają Ci, którzy twierdzą, że Ślęża i Sobótka są magiczne. Bieganie tutaj jest zdecydowanie inne aniżeli w innych, płaskich miejscach Polski... Ja sam debiutowałem na dystansie 22, 097 km właśnie w Półmaratonie Ślężańskim dwa lata temu i dzięki temu miejscu, wciągnąłem się totalnie w bieganie długodystansowe :)

 Organizacja, trasa, pakiet startowy

Półmaraton Ślężański rozgrywany jest w Sobótce, miasteczku umiejscowionym nieopodal Wrocławia. Już 11 raz biegacze wyruszyli z Sobótczańskiego Rynku i pokonali trasę 22 km i 97 m wokół masywu góry Ślęży. Do biegu zgłosiło się 5566 biegaczy, pakiet startowy opłaciło 4973, a sam dystans pokonało i zameldowało się na mecie 4078 śmiałków.

Obsługa w biurze zawodów, umieszczonym w sali gimnastycznej Gminnego Gimnazjum działała bez zarzutów, numery oraz pakiety startowe wydawane były dość sprawnie. 


Organizacja - może nie jestem super wymagający jak niektórzy etatowo startujący w zawodach biegacze, którzy zawsze znajdą sposób do narzekania, bo ToiToi przy biurze za mało, albo, że w szkole toalety pozamykane i że pakiet słaby... Fakt, mała ilość toalet nie jest komfortowa, ale nigdy nie będzie ich pod dostatkiem jeśli na biegu startuje ponad 4 tysiące ludzi :)


Pakiet startowy w Półmaratonie Ślężańskim oceniam jako bardzo elegancki! Organizatorzy zapewnili bardzo ładny, trwały i kolorowy numer startowy. Na mecie każdy finiszujący otrzymał pamiątkowy medal, który po zakończeniu biegu, za drobną opłatą można było wygrawerować. W pakiecie można było m.in. dodatkowo znaleźć: piwo Namysłów, 3 szoty do picia  (l-karnityna, energy oraz BCAA), orzechowe ciastko, przydatne informatory biegowe oraz za dodatkową opłatą przy rejestracji, można było zamówić firmową koszulkę półmaratonu.

Trasa 11. Półmaratonu Ślężańkiego prowadziła wokół góry Ślęży, a co za tym idzie, miała bardzo wiele podbiegów oraz zbiegów, dlatego wysoki poziom trudności czyni ten półmaraton ciekawym :)
Największą satysfakcję i zadyszkę daje biegaczom odcinek między 7 a 9 km na Przełęcz Tąpadła... 

Organizator biegu podaje następujące wartości dotyczące przewyższeń, wysokości i odległości:


Długość wszystkich podbiegów – 9,3 km.
Odległość miejsca startu i mety – 600m (2,8% dystansu).
Wysokość nad poziomem morza: start –  183 m,  meta 187 m.
Różnica wysokości miejsca startu i mety – 4 m (ok. 0,2m/km).
Różnica wysokości między najniższym i najwyższym punktem trasy – ok. 200m.
Różnica wysokości  najdłuższego (2,1km) podbiegu na Przełęcz Tąpadła- ok. 110m.

Po biegu wszyscy biegacze otrzymali wodę na mecie i pyszny posiłek regeneracyjny. Wszyscy mogli skorzystać ze strefy Expo zarówno przed jak i po biegu. Dodatkową atrakcją były również domowe pieczone ciasta, które cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród kibiców jak i samych biegaczy.

Tydzień 12, czyli do ULTRA coraz bliżej, a tu połówka...

Będąc w trakcie przygotowań do pierwszego w życiu ultramaratonu, ciężko jest dobrze określić, jak rozłożyć obciążenia treningowe w tygodniu, kiedy chce się wystartować w biegu kontrolnym, w tym przypadku Półmaratonie Ślężański, a jednocześnie skupiać się i pamiętać o celu głównym - ULTRA.

W moim biegowym grafiku upłynęły 2 tygodnie od ostatniego startu w rekordowej dla mnie 5 Dziesiątce WROACTIV. Tydzień startowy był jak zawsze pełen niespodzianek...

Od poniedziałku byłem skupiony na ćwiczeniach siłowych oraz starałem się zmniejszyć kilometraż - specjalnie na siłownie wybrałem się we wtorek i środę, aby poprzerzucać żelastwo relatywnie wcześnie, żeby potencjalne zakwasy opuściły moje ciało do startowej soboty. Niestety, po raz kolejny muszę się przyznać, że nie potrafię na siłowni ćwiczyć w 50 %... Moje ulubione przysiady ze sztangą na plechach okazały się zabójcze dla pośladków i dwugłowych uda!

W czwartek po pracy, ponownie wybrałem się do klubu fitness, ale tylko po to, aby 1 godzinę pokręcić korbą na rowerze stacjonarnym, dobrze się porozciągać i rollować obolałe mięśnie. Całą tą wizytę zakończyłem dwiema 15 minutowymi sesjami w saunie. Na szczęście, jak się później okazało, czwartkowa odnowa biologiczna, przyniosła rezultaty i w sobotę na starcie biegu, czułem, że wszystkie mięśnie w moim ciele są dobrze przygotowane do trasy i samego biegu!

Podczas całego tygodnia próbowałem spać... Próbowałem, ponieważ moja córka już standardowo przed startem nie za bardzo chce spać i kilka nocy było po prostu nieprzespanych. Już się zdążyłem z żoną do tego przyzwyczaić, a w momencie oczekiwania przez nas na następną Księżniczkę wiemy, że pod względem snu, w najbliższej przyszłości nie możemy zbyt wiele wymagać, więc pozostaje nam tylko przyzwyczajać się jeszcze bardziej :)

Z podbiegami za pan brat 

Do Sobótki udałem się z kolegą Michałem z PerłaTeam. Michał to doświadczony ultras i maratończyk, a do Sobótki jechał pobiegać typowo treningowo, gdyż od kilku miesięcy zmaga się remontami nowego mieszkania, więc biegowe ścieżki i trasy są przez niego pokonywane według ściśle nakreślonego planu. Finalnie Michałowi udało się pokonać tą trudną trasę z czasem 1:52:57 - jeszcze raz wielkie graty Michał! :)


Na miejsce dojechaliśmy ok. godziny 9:00, spokojnie zaparkowaliśmy auto i odebraliśmy pakiety startowe. Czas przed startem upłynął nam na rozmowach o przyszłych, potencjalnych startach oraz o Sudeckiej 100 oczywiście! Zwiedziliśmy także strefę Expo! :)

O 10:30 udaliśmy się w kierunku Rynku w Sobótce, gdzie umiejscowiony był start biegu. Wykonaliśmy solidną rozgrzewkę, strzeliliśmy pamiątkową fotkę na starcie dla PerłaTeam i rozeszliśmy się do swoich stref startowych - od tego momentu dla każdego z nas rozpoczęła się tak zwana "samotność długodystansowca". Swoją drogą, dopiero teraz dostrzegam znaczenie tego określenia. Potrzebowałem tak wielu godzin ciężkich biegowych treningów oraz startów, żeby zrozumieć, że w trakcie biegu jestem tylko ja i moje ciało... Sam na sam ze sobą i swoją głową.

Równo o 11:00 nastąpił wystrzał z armaty i ruszyliśmy. Półmaraton Ślężański jest mi dobrze znany z mojego debiutu. Wiedziałem, że do ok. 9 km będzie bardzo ciężko...i faktycznie było. Przed startem wymyśliłem sobie, że pomimo spokojnych wcześniej założeń, spróbuję zaatakować mój najlepszy czas 1:45:01, który uzyskałem w ubiegłym roku w Poznaniu. Przez pierwszych kilka kilometrów starałem się trzymać dobre tempo, ukierunkowane na złamanie mojego rekordu. Niestety na podbiegu na Przełęcz Tąpadła i zaraz po nim, opadłem z sił i mimo kilku kilometrów szybkich zbiegów marzyłem, aby zobaczyć już metę... Płuca nie wyrabiały...


Mimo wielu wybiegań na Ślęży i przygotowywania się do górskich startów, założone początkowe tempo było dla mnie zbyt szybkie i ambitne. Na ok. 15 km stwierdziłem, że nie będę gnał w trupa, bo jak tak dalej pójdzie to moje mięśnie (a później getry) się zapalą i nie ukończę tego półmaratonu...

Diametralnie zwolniłem i zacząłem lepiej się czuć, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Wmówiłem sobie, że w końcu nie każdy bieg muszę kończyć wynikiem życiowym, a osiągnięty tutaj rezultat i tak z pewnością będzie o niebo lepszy w porównaniu do tego, z przed dwóch lat! :)
I faktycznie tak się stało! Do mety dobiegłem na luzie, a mój rezultat końcowy pozwolił mi poprawić wynik tej trasy o 10 minut! 

Finalnie uzyskałem czas 1:49:13, zająłem 1605 miejsce OPEN, a w kategorii M25 byłem 141! :) 
Moje średnie tempo wyniosło 5:07/km, a średnie tętno 180 ud./min.


Każda biegowa lekcja jest przydatna

Opisując Półmaraton Ślężański jednym zdaniem - polecam ten półmaraton każdemu, kto chce przeżyć super start i chce pokonać bardziej wymagającą trasę! Dodatkowo, jeśli marzysz o Koronie Półmaratonów Polski to musisz tu być obowiązkowo! :)

W Sobótce można doświadczyć wielu niezwykłych rzeczy. Ja nauczyłem się tutaj biegowej pokory oraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo ważny jest zrównoważony rozwój, zarówno ciała jak i głowy biegacza. 

Czasami trzeba po prostu odpuścić, wyrzucić z głowy bieganie jedynie na najlepszy wynik. Często dobra zabawa i spokojne podejście to startu sprawiają, że na mecie czujesz się jak zwycięzca, chociaż swój czas poprawiasz o kilka minut!

Moje 10 minut z pewnością zaowocuje w przyszłości nie raz! Jestem tego pewien :)

Biegaj dobrze, biegaj mądrze, biegaj dla siebie!!! Ciesz się z tego, co robisz i rób to dalej :)

ZabieganyfitTATA






Komentarze

Popularne posty