3. H2O Półmaraton Wrocław 2019 - czyli jak bez życiówek da się (nie łatwo) żyć



Jak cudnie! Jeszcze tylko ostatnie kilometry! Jeszcze 3, jeszcze 2, jeszcze tylko 1 i meta! "Ciśnij, ciśnij TATA, nie poddawaj się!" - dobiegają odgłosy z trasy. Jahaaa! Lecę, pędzę! Nie przeszkadza mi nic, dosłownie nic! Nie denerwuje mnie, że sucho w ustach, że pot lejący się z czoła powolnym ruchem zatacza zgrabny łuk nad moją górną, popękaną od ciągłego wycierania nosa wargą.  Nie przeszkadza mi nawet, że słońce coraz mocniej grzeje, mimo że godzina wciąż poranna a pora roku iście krzepiąca. Nie deprymuje mnie nawet zatkany jak publiczna toaleta nos, który od kilku dni znowu przypomina o swoim istnieniu i w sposób co najmniej bezczelny uprzykrza mi życie! Biegnę i życiówkę robię! Przecież trasa taka płaska, trasa taka idealna!

Taaa... Tylko ojciec nieidealny😊

Bardzo bym chciał, aby wszystkie wymienione powyżej ironiczne części zdań były prawdą. Tak bardzo bym chciał... Lecz po raz kolejny zmuszony zostałem (poniekąd na własne życzenie) do odebrania od losu lekcji pokory, która w bieganiu podobno jest nieodłącznym elementem treningu - tak twierdzą niemal wszyscy, wielcy i mali tego sportu - i ja też muszę się z tym zgodzić!

Mimo, że kilka startów mi nie wyszło tej wiosny - no dobrze, w sumie racja, mało który wiosenny start wyszedł mi tak jak zakładałem - wciąż łudziłem się, że jestem już tak uniwersalnym biegaczem, że startować mogę każdego weekendu, niemal każdy dystans, np. szybką piątkę na Parkrunie, równie szybką dychę na Wroactiv, półmaratony tydzień po tygodniu, a i jeszcze jestem w stanie treningi intensywne przeprowadzać! O tym wszystkim byłem przekonany do ubiegłej niedzieli, kiedy do parteru sprowadził mnie mój ogólnie beznadziejny stan na starcie 3. H2O Wrocław Fashion Outlet Półmaratonu.

Gorzko-słodki 3. H2O Wrocław Fashion Outlet Półmaraton


Wpisując w kalendarz startowy wrocławską, wiosenną połówkę zakładałem wspólny bieg z Jankiem na czas 1:30:00 - tak wiem, bardzo ambitny plan jak na mnie przy obecnym PB, który jest równy 1:41:30, ale zimowe treningi napawały mnie nadzieją, że jestem w stanie to zrobić - trasa płaska, 2 tygodnie odpoczynku po Półmaratonie Ślężańskim, wczesny (jak na taką imprezę) start, czego chcieć więcej? Tylko startować i robić spektakularny wynik!

Według tych założeń podszedłem do startu, choć w przeddzień zawodów, kilka razy przez myśl przemknęło mi pytanie w stylu "A gdyby tak odpuścić te zawody?". To pytanie (na które odpowiedź była tylko jedna - "WEŹ NIE PITOL!") swoje uzasadnienie znajdowało w drastycznym nawrocie kataru alergicznego, który towarzyszy mi tego roku nieustannie, kiedy słońce tylko dłużej przyświeci, kiedy tylko piękne wrocławskie drzewa i krzewy pokryją się nieco bardziej kolorowymi kwiatkami. Podobnie jak przed Dziesiątką Woractiv, moje zatoki zatkały się tak mocno, że dwie nieprzespane noce wzbudziły we mnie realistyczne doświadczenie życia a'la Zombie. Cały ten stan został nieco zamaskowany w dniu startu poprzez solidną dawkę leku (Metafen Zatoki), który swym działaniem udrożnił nieco zatkany nos, a w trakcie samego startu byłem w stanie zaczerpnąć do płuc bliżej nieokreśloną dawkę powietrza. Co by nie było, Pani z apteki prawdę mówiła, że nos poprawi nieco swoją przepustowość!

Wspomnianą drożność nosa sprawdzałem już od godziny 9:00 rano, kiedy to wraz z tysiącem innych amatorów biegania wyruszyłem pokonać dystans 21 km i 97 metrów. Na szczęście, w mojej gorącej głowie znalazła się choć odrobina rozwagi oraz rozsądku i nie ustawiłem się wraz z Jankiem na samym początku stawki - chciałem zacząć mocno bieg, ale w głębi serca czułem, że bieg na 1:30:00 nie jest możliwy "w tym" stanie - stanąłem więc nieco z tyłu (przez co nie mam oczywiście ani jednego zdjęcia 😜) i biegłem swoje... do 10 km. Z tempa 4:30/km (co i tak uważam za dobry wynik tego dnia!) zacząłem stopniowo schodzić w dół. Momentami przechodziłem nawet do marszu, głównie przy punktach z wodą. Starałem się łapać powietrze całym sobą, aby dotlenić podmęczone i sztywne mięśnie. W tym miejscu muszę przyznać, że bardzo miłych zachowań ludzkich doświadczam w tym roku na zawodach - wielu z Was mnie wspiera, kibicuje, podbiega i przybija piątki! Jest to bardzo budujące i motywujące w danym momencie na samej trasie, ale przede wszystkim, takie wsparcie daje mi pozytywnego kopa w codziennych treningach i działaniach - motywuje mnie to do dalszej pracy! Miodem na moje biegowe serce jest słyszeć od Was, że znajdujecie u mnie małą dawkę motywacji - DZIĘKUJĘ WAM! 😍

Wracając do przebiegu półmaratonu, druga dycha była znacznie wolniejsza w moim wykonaniu, ale będąc szczerym - byłem bardziej niż pewien, że sprawy przybiorą taki obrót. Organizmu nie da się oszukać i jeśli jest deficyt snu, kiedy występują jakieś zdrowotne komplikacje to mimo wielkiej woli i szczerych chęci, mięśnie mogą nie podołać wyzwaniu jakie zostało rzucone przez głowę.

Przebieg kilometrów według aplikacji Strava


Kiedy widmo poprawienia ubiegłorocznej życiówki oddalało się gdzieś daleko na horyzoncie, przestałem patrzeć na zegarek i po prostu zmierzałem do mety. Dotarłem do niej z czasem 1:45:42. Taki czas pozwolił mi zająć 348 miejsce na 950 uczestników.

Janek osiągnął swój cel - 1:28:50 - BRAWO!


Życiówki to nie wszystko


W ostatnim czasie powinienem przyzwyczaić się do nieudanych prób bicia swoich rekordów życiowych, jednak nie godzę się z tym i podejmuję drastyczne kroki - wycinam niepotrzebne starty z biegowego kalendarza (rezygnacja z półmaratonów w Pile oraz Wałbrzychu, a także Sudeckiej Setki i innych biegów na dystansie 10 km ) oraz decyduję się na ułożenie dogodnego i profesjonalnego dla ultrasa planu treningowego, który będzie miał za zadanie przygotować mnie do celu nr 1 na ten rok, czyli biegu SUPER TRAIL 130 km w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich, a także celu nr 2 - LEŚNA DOBA (bieg 24 h). Kocham biegać, ale zbyt częste starty oraz brak należytej regeneracji nie zbliżają mnie do upragnionych wyników i wprowadzają niepotrzebny chaos w przygotowaniach do biegów ultra, a bieganie ULTRA to mój cel.

Nie biegam dla życiówek, ale uwielbiam odczuwać satysfakcję z osiągniętego wyniku na mecie, satysfakcję z trudu i włożonej w przygotowania pracy, dlatego idę w ultra, gdzie bieganie (dla mnie) jest pięknem samym w sobie. Na tym będę się skupiał również dlatego, że przyjemniej biega mi się dłużej i dalej.

Biegam i będę biegać, bo to kocham! Żaden kiepski wynik tego nie przekreśli, a nawet wręcz przeciwnie - słaby wynik może być dobrym katalizatorem zmian i zrozumienia kilku ważnych rzeczy - wierzę, że tak będzie w moim przypadku!

ZabieganyfitTATA



Komentarze

Popularne posty