Z piekła do biegowego nieba - 12. PKO Poznań Półmaraton 2019



Poznań - jak głosi popularne powiedzenie - to miasto doznań! Trudno jest mi się z tym nie zgodzić, bo moja historia na poznańskiej ziemi jest całkiem interesująca! Dwa lata temu przyjechałem do tego miasta po raz pierwszy, żeby zmierzyć się z dystansem półmaratonu - wtedy udało się ustanowić nową życiówkę → 1:45:01. W 2018 roku przybyłem do Poznania z bardzo dużymi ambicjami, ponieważ świeżo wybiegana życiówka z wrocławskiego H2O Półmaratonu (1:41:30) była na pierwszy rzut oka do pobicia bez większych problemów. Niestety, mój zapał został wówczas drastycznie ostudzony, kiedy z alergicznym katarem i dusznościami przekroczyłem linię mety z czasem liczącym ponad 2 godziny (te zdrowotne przypadłości - dla odmiany! - dopadły mnie teraz tydzień wcześniej na wrocławskiej połówce - 3. H2O PÓŁMARATON WROCŁAW 2019 - CZYLI JAK BEZ ŻYCIÓWEK DA SIĘ (NIE ŁATWO) ŻYĆ!)

Po przeanalizowaniu wszystkich wcześniejszych startów w tym sezonie oraz po podjęciu diametralnych zmian w sposobie trenowania i obraniu odpowiedniej strategii na bieg - 12. PKO Poznań Półmaraton okazał się moim życiowym biegiem na dystansie 21, 097 km, gdzie ustanowiłem swoją nową, super życiówkę → 1:36:19!😍

Koniec amatorki

Na kilka dni przed startem w Poznaniu, zdecydowałem się napisać do Łukasza. Łukasz to świetny biegacz górski, ultramaratończyk i przede wszystkim, bardzo dobry trener. Obserwowałem go od momentu wygrania przez niego Górskiego Zimowego Maratonu Ślężańskiego w którym i ja brałem udział. Po kilku rozmowach, zdecydowałem się na wstąpienie do pomarańczowej ekipy #WAWRZYNTEAM!

Od dłuższego czasu wewnętrznie czułem, że coś robię źle... Byłem świadomy, że wyniki wiosennych startów mogły być zdecydowanie lepsze. Chciałem zaprzestać treningowej samowolki i bezsensownego zajeżdżania się...Tak więc start w Poznaniu był pierwszym biegiem, gdzie po raz pierwszy mam kogoś, kto profesjonalnie czuwa nad moimi planami treningowymi!

W tygodniu startowym otrzymałem prosty plan treningowy - miałem wykonać 3 treningi po 10 km w tętnie do 135 bpm. Miałem odpocząć po tych wszystkich startach, które sobie zafundowałem. Plan wykonałem, zregenerowany i z chłodną głową pojechałem do Poznania.

#WAWRZYNTEAM 


Strategia startowa

Po porażce w H2O Półmaratonie, postanowiłem wraz z trenerem, że spróbuję przebiec poznańską połówkę po raz pierwszy (na zawodach) według strategii negative split. Choć może wydawać się to śmieszne, to nigdy wcześniej nie zaczynałem wolnym tempem żadnego startu... Zawsze starałem się trzymać stałe tempo biegu, starałem, bo wiadomo jak to czasami wychodziło... Tym razem nie napalałem się na czas 1:30:00. Wybrałem lżejszy, bardziej realny przedział → 1:35:00-1:37:00.



Na zawody zabrałem słuchawki oraz telefon, aby posłuchać w trakcie startu energetyzującej muzyki - to też nowość, bo na zawodach zawsze starałem się słuchać tego, co dzieje się wokół mnie. 

12. PKO Poznań Półmaraton

Do Poznania dotarłem w sobotę wieczorem. Wraz z moim bratem udaliśmy się do biura zawodów, które zlokalizowane było na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Pakiet szybko odebraliśmy, zjedliśmy makaron na pasta party i wróciliśmy odpoczywać do rezydencji mojego brata na poznańskich włościach.

Już przed startem czułem, że to może być TEN bieg!
Dzień startu rozpocząłem bardzo wcześnie - nie chciałem się wylegiwać w łóżku, bo bałem się, że znowu zapomnę chipa startowego (jak w ubiegłym roku! 😜), że nie zdążę zjeść bułki z Nutellą i wypić mocnej, czarnej kawy! Wszystkie poranne aktywności przebiegały bardzo sprawnie, nim się obejrzałem, stałem już gotowy do biegu w okolicach startu!

Poznań to też miejsce, gdzie spotykam wielu znajomych! 
Na linii startu ustawiłem się z Mikołajem. Miki to mój kolega jeszcze z czasów, kiedy mieszkałem w moim rodzinnie mieście (Krotoszyn) - razem tańczyliśmy w zespole folklorystycznym, a teraz razem udało nam się pobiegać! Chwilę przed 10:00 założyłem słuchawki i zamknąłem się w swoim świecie - od tego momentu byłem już tylko ja i moja skrzętnie napisana ściąga na ręce! START! 

Ruszyliśmy. Pierwsze kilometry to bajka sama w sobie - ogrom dopingujących ludzi na ulicach, muzyka, oklaski, śpiewy! Biegło się cudownie! Zaplanowane tempo (4:45/km) na pierwszej piątce było tak łatwe, że musiałem bardzo mocno się pilnować, żeby nie przesadzać i nie przyspieszać. Czułem się idealnie - nawodniony, naładowany węglowodanami (dzień wcześniej była pyszna pizza z K-2), bez kataru (nareszcie!) i w miarę wyspany, do tego idealna pogoda (było chłodno, ok. 9 stopni Celsjusza) - nic tylko biec!

Nim się obejrzałem zaczynałem już drugą piątkę - tutaj tempo to ok. 4:35/km. Dalej było łatwo, miałem przebłyski, żeby przycisnąć, ale rozsądek rządził (jak nigdy!😛). Wsłuchany w polski rap, biegłem swoje. Skupiony byłem na zegarku i tempie oraz na moich towarzyszach biegu - nie chciałem biec sam w pojedynkę, bo momentami wiał mocny wiatr, chciałem uniknąć zbędnej utraty energii. Co jakiś czas, dosłownie kleiłem się do biegnących małych grup biegaczy, nie dbałem o to, czy ktoś mnie wyprzedza lub czy biegnę zbyt wolno - liczyła się tylko przemyślana walka!

fot. Piotr Napierała - gdzieś ok. 15 km


Trzecia piątka i tempo ok. 4:25/km - dalej nic trudnego. Przyspieszałem i dalej dobrze się czułem. Na 7 km i 14 km zjadłem po jednym żelu #dashrade - zero kolki, zero uczucia zaklejenia. Wszystko szło idealnie. Mikołaj biegł cały czas w zasięgu wzroku, na którymś kilometrze biegliśmy już bark w bark i tak zostało do samej mety.

Suunto wskazał przebytych 15 km, a to oznaczało, że przyspieszamy do tempa 4:20/km! Na tych ostatnich kilometrach czułem, że mogą pojawić się małe problemy i faktycznie, na poszczególnych kilometrach brakowało którejś sekundy do równego tempa, ale nie przejmowałem się tym zbytnio - cisnąłem jak mogłem, najlepiej jak umiałem tego dnia. Czułem, że robota jest dobrze wykonywana i że dopiero teraz, to ja wszystkich wyprzedzam na trasie! Super uczucie, kiedy inni słabną, a Ty dalej napierasz! 😊

Negative split prawie idealny :)

Kilka chwil i zbliżałem się do mety! Patrząc na tarczę zegarka obliczałem potencjalny wynik - wychodziło mi, że coś ok. 1:36:00 powinienem zrobić, czyli tyle ile chciałem. Jeszcze kilka metrów i moim oczom ukazała się prosta na terenie Targów Poznańskich, która pokryta była przepięknym pomarańczowym dywanem! Taaak! Ja cały na różowo z pomarańczowym sercem, wpadam na metę z czasem 1:36:19!!!

Teraz już tylko radość! Nie ważne miejsce ani czas! Zrealizowałem plan i w końcu pokazałem sobie samemu, że z zimną krwią i dobrą strategią potrafię łamać swoje życiówki! Cudowne uczucie! Wiosna uratowana! 

Biegnę po więcej! YEAAAH!!! 

ZabieganyfitTATA




Komentarze

Popularne posty