7. Dziesiątka Wroactiv czyli jak wykręcić życiówkę rzutem na taśmę


Sezon biegowy wraz z początkiem marca miał ruszyć pełną parą. Obecnie wszyscy dokładnie wiemy jak sytuacja wygląda w naszym kraju oraz całej Europie i na świecie, więc nie ma co zbytnio się nad tym rozpisywać. Nie widzę sensu w lamencie nad odwołanymi zawodami, problemami z treningami na siłowniach, zamkniętych restauracjach, kinach i innych miejscach publicznych - po prostu trzeba stosować się do zaleceń i działać w imieniu naszego wspólnego dobra, koniec.

W tym wpisie jednak chciałbym powrócić do miłych wspomnień sprzed tygodnia. Wtedy wówczas, organizatorzy Dziesiątki Wroactiv zapewnili możliwie jak najlepsze i bezpieczne warunki do przeprowadzenia, jak się teraz okazuje, chyba ostatnich zawodów biegowych na ten moment.

Historyczny zarys

Bieg na dystansie 10 km. Miejsce to samo - Stadion Miejski we Wrocławiu. Moja obecność - już po raz czwarty! Historycznie wyglądało to następująco:
  • Rok 2016, czas - 47:44 (drugi oficjalny start na dychę, brak PB);
  • Rok 2018, czas - 43:50 (udało się pokonać granicę 45 minut, nowe PB);
  • Rok 2019, czas - 45:09 (średni stan zdrowia związany z alergią, brak PB);
  • Rok 2020, czas... 40:51 - NOWE PB! 
Z powyższej statystyki wynika, że te zawody mają dla mnie słodko-gorzki smak. Wyniki są naprzemienne: raz było dobrze, a raz tragicznie. Ten rok w całej tej sytuacji którą obecnie mamy, okazał się łaskawy pod względem wyniku. Szczerze przyznam, że po samym biegu byłem zaskoczony osiągniętym czasem... Ba, nawet do 6-7 km już na trasie byłem mile zaskoczony z mojej startowej dyspozycji! No bo jak tu się nie dziwić, skoro z planu treningowego wylatują Ci ponad 3 tygodnie? Na domiar złego,w trakcie tej przerwy zmagasz się z chorobą w postaci wysiękowego zapalenia ucha środkowego, na ponad 2 tygodnie tracisz słuch na jedno ucho, nie słyszysz nic poza przeokropnym piskiem, chodzisz zmęczony, skołowany, w domu wraz żoną zajmujesz się dziećmi (również chorymi), w pracy dalej pracujesz (i uczysz się nowych rzeczy, na nowym stanowisku) i bierzesz pierwsze od kilku lat antybiotyki...? Po tym wszystkim chcesz wrócić do treningów najszybciej jak to możliwe, zakładasz buty treningowe niemal dzień w dzień, zaczynasz chodzić na siłownie, żeby działać kompleksowo a tu nic... Cisza. klapa, regres... Nie masz siły włóczyć nogami na spokojnych wybieganiach, łapiesz tlen w płuca nawet przy spokojnym truchcie, Twoje średnie tętno do 135 bpm utrzymujesz, ale nie na tempie średnim 5:30/km tylko 6:30/km... Słuchasz trenera, że masz się nie dołować i nie denerwować, bo w sumie wiesz, że trzeba zęby zacisnąć i robić swoje, że wszystko się z czasem odbuduje i ułoży. Podporządkowujesz się zaleceniom trenera i wyrzucasz pasek do mierzenia tętna do szafy, robisz wszystko co w Twojej mocy, ale mimo wszystko czujesz, że to nie to (co było chociażby na maratonie w styczniu na Ślęży), czujesz, że nie jesteś sobą (i nawet Snickers nie pomaga!). 

Ciężko się po prostu startuje po takich tygodniach...



Biegowy raj...

Finalnie się udało. Trafił się dobry dzień, super pogoda, ogólnie dobre warunki (oczywiście nie mówię tu o koronawirusie). Dwie godziny przed startem, żona podała mi super racuszki z jabłkiem, takie fit! Czułem się po nich optymalnie najedzony. Na starcie o godzinie 13:00 nie byłem głodny, a często mi się to dotychczas zdarzało, kiedy zawody były o takiej porze. 

Od startu do 7 km biegło mi się wyśmienicie! Potwierdza to zaliczone PB na pierwszych 5 km - według zegarka przebyłem je w czasie 19:52! Tak jak pisałem, byłem mocno zaskoczony już w trakcie biegu, że nie opadam z sił i że udaje mi się utrzymać tempo w okolicach 4:00/km! Chciałem taką prędkość utrzymywać możliwie jak najdłużej. Ostatnie 3 km to już niestety walka z samym sobą, ale w ogólnym rozrachunku udało mi się dowieźć do mety życiówkowy wynik! 😎 



Oczywiście można sobie pluć w brodę, że dalej nie ma złamanych 40 minut na dyszkę, ale nie ma tego złego. Przyjdzie na to czas. Teraz trzeba skupiać się na innych sprawach, niekoniecznie na życiówkach i wynikach. Pamiętajcie o tym.

P.S. Na przykładzie moich wyników w Dziesiątce Wroactiv widać, że nie każdy musi być utalentowany do super szybkiego biegania, jednak ciągła praca i koncentracja na celu, w ogólnym rozrachunku na przestrzeni lat, przynosi efekty. Powolny progres to podobno dobry progres (47:44 → 40:51) 😋

Z biegowymi pozdrowieniami,

Zabieganyfittata

Fot. Andrzej Szczot 




Komentarze

Popularne posty