Nowa rzeczywistość, nowy cel - Bieg 48H!



Nie ma co gadać, pandemia koronawirusa skutecznie zastopowała mnie w regularnym opisywaniu moich treningowych zmagań w tym miejscu. Ostatni mój post ukazał się w marcu po osiągnięciu życiowego wyniku na dystansie 10 km w trakcie 7. Dziesiątki WroActiv, czyli na samym początku koranawirusowego piekła w Polsce, Europie i na całym świecie.

Choć od początku pandemii minęło już sporo czasu i wiele sfer życia wróciło już, bądź stale wraca do jako takiej normalności, to winien jestem przedstawić Wam kilka zdań na temat moich odczuć w tamtym czasie.

Początkowo całą sytuację z obostrzeniami bagatelizowałem i działo się tak do momentu, kiedy zamknięto parki, lasy i górskie szlaki... Wówczas zrozumiałem, że sytuacja jest poważna i nie biorąc tutaj pod uwagę słuszności wprowadzanych obostrzeń i zakazów, nie analizując żadnych politycznych czy nie politycznych aspektów, najzwyczajniej w świecie zacząłem się martwić. Zacząłem się bać o zdrowie, o zdrowie mojej rodziny i bliskich. Przez kilka dni nie biegałem, złapałem małego doła - praca w trybie home office i nerwówka z tym związana była dla mnie bardzo przygnębiająca... Nastała nowa rzeczywistość.

W trakcie zakazów zacząłem biegać w ogrodzie - 10 km treningi na pętli ok. 40-50 m. Później biegałem w jak najmniej uczęszczanych miejscach we Wrocławiu z chustą na twarzy, oczywiście zdejmowałem ją kiedy tylko nie było nikogo w moim otoczeniu. Następnie otwarto parki i lasy. Dalej biegałem z szalikiem w pogotowiu, lecz wtedy coś we mnie drgnęło i powróciła jakaś iskierka nadziei (jeśli tak to mogę nazwać). Zacząłem zwiększać kilometraż. Postanowiłem, że systematycznie będę biegał co raz dłużej i dalej. W końcu pojawiły się pierwsze niedzielne wyjazdy na Ślężę i doszedłem do regularnie bieganych setek w ciągu 7 dni tygodnia. W maju udało mi się również zrobić zaskakująco dobry test na 5 km - czas 19:13 na stadionie przy tak dużym kilometrażu był lekiem na całe ostatnie zło! W całym maju wybiegałem rekordowe 415 km!



Zmiana planów startowych


Do chwilowego dołka psychicznego przyczyniły się oczywiście odwoływane imprezy biegowe, które tak bardzo w tym roku chciałem zaliczyć. Najbardziej szkoda było mi mojego nr 1 w tym roku - startu na dystansie 170 km podczas Ultra Trail Małopolska (#wystartujezarok). Tak jak pisałem powyżej, to załamanie trwało tylko dni, bo kocham biegać i nie biegam dla życiówek czy samych zawodów. Wiadomo, że starty są spełnieniem i podsumowaniem całych treningowych zmagań, dlatego na początku czerwca zdecydowałem się na diametralną zmianę moich planów i zgłosiłem się do biegu 48-godzinnego podczas Ultra Park Weekend w Pabianicach. Zawody te miały odbyć się początkowo w kwietniu, lecz zostały przełożone na ostatni weekend sierpnia i istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że się odbędą.


Trenuję do ULTRA

Puchar Polski w Biegu 48-godzinnym - to brzmi interesująco i imponująco! To brzmi również - będzie boleć, będzie bardzo boleć przez 48 godzin! 😅 

Biegać będziemy po asfaltowej, parkowej pętli, mierzącej 1722,99 m! To będzie całkowicie inne ultra niż do tej pory - dwa biegi 24-godzinne, które mam w swoim dorobku, były rozgrywane na pętli o długości ok. 11 km i to w lesie, pozostałe ultra starty biegałem zawsze w górach, stąd Ultra Park Weekend będzie dla mnie niebotycznym wyzwaniem! Póki co, mocno trenuję i czerwiec zakończyłem z przebiegiem 451 km! Liczę, że lipiec będzie treningową truskawką na torcie, trzymajcie kciuki! 

Zabieganyfittata

Komentarze

Popularne posty